Wyjaśnijmy jeden temat. Polski hip-hop[^1] budzi u mnie ambiwalentne emocje. Z jednej strony przesłuchałem w życiu mnóstwo utworów, zaś z drugiej -- nie cieszy się ten gatunek dobrą sławą.
[^1]: Nie wnikajmy w tym miejscu w różnice między hip-hopem a rapem. Jestem świadomy różnicy i nie mam zamiaru wdawać się w tym poście w ideowy flamewar.
Ostatnio włączyłem kilka stacji puszczających polski rap. Ze zdziwieniem stwierdziłem, że znam większość kawałków. A to wszystko mimo faktu, że nie śledzę rapowej sceny od dłuższego czasu.
Z wieloma fascynatami hip-hopu rozmawiałem, zawsze znajdując wspólne tematy. Znam ten gatunek całkiem nieźle.
Ale czuję wstyd, rozmawiając o rapie; przyznając się, że go słucham.
Czuję, że hip-hop jest postrzegany jako gorszy jakościowo rodzaj muzyki. Pod wieloma względami słusznie.
Rap jako brzmienie
Od warstwy muzycznej krytykowany za proste podkłady, które -- tradycyjnie -- czerpią garściami z istniejących utworów. Wystarczy wziąć kilkusekundowy fragment czyjejś piosenki (najlepiej niszowej, aby nikt się nie poznał), zmienić tempo, nałożyć rytmiczny hi-hat, werbel i stopę. Elementy perkusji oczywiście ze ściągniętych paczek z sieci. Całość w tempie 4/4.
Nie znam się na oktawie i gamie. I nie wiem co to "dur",
Ale chociaż masz pewność, że ci nie kłamię jak z nut, kiedy wbijam na loop.
Trzeba przyznać, że wielu producentów hip-hopowych cechuje się wiedzą i umiejętnościami, których pozazdrościł by niejeden muzyk innego gatunku. Niemniej jednak, mnóstwo podkładów to stosunkowo proste produkcje.
Rap jako liryka
"Podkład to tylko podkład, w rapie liczy się przekaz", zaraz ktoś krzyknie z końca sali. "Przekaz"? Chcesz uczyć się życia z piosenek?
Można pokusić się o stwierdzenie, że w rapie liczy się tekst. Przypuśćmy nawet, że jest ważniejszy niż podkład i zobaczmy, do jakich wniosków dojdziemy.
Czasem myślę, czy to wszystko ma sens,
Czy warto się silić, tworzyć nowy wers.
Skoro raperzy to przede wszystkim tekściarze, powiedzcie mi, ile razy można słuchać, że ktoś "spada w dół" albo "stoi w miejscu". A może ktoś chce usprawiedliwić traktowanie "tę" tudzież "tą" jako tego samego słowa albo stwierdzić, że niepoprawne akcentowanie rymowanych wyrazów jest godne profesjonalnego muzyka?
Do tego dochodzi wypełnianie luk w wersach losowymi wulgaryzmami. Czy raperzy naprawdę myślą, że słuchacz nie zauważy wciśniętego na siłę przekleństwa?
To wszystko to i tak tylko niezgrabna otoczka tekstu, który jest o niczym. Większość wersów odnosi się do reszty na podstawie luźnych skojarzeń. Na pozór sąsiadujące wersy mają wspólny mianownik. Na pozór, bo wystarczy wziąć fragmenty dwóch różnych zwrotek tego samego utworu i zauważyć, że dotyczą zupełnie innych kwestii.
W takim razie, dlaczego tego słuchasz?
"Skoro ten rap jest taki beznadziejny, to jesteś masochistą albo hipokrytą słuchając go", odpowie ta sama osoba, co wcześniej. Zanim się jednak przyznam do słuchania marnej muzyki, opiszę jaśniejszą stronę hip-hopu. Mimo wszystko jest kilka cech, które cenię w tym gatunku.
Po pierwsze, często można się spotkać z rapem jako pamiętnikiem. Swoiste potraktowanie przez twórców pisania jako sposobu na opowiedzenie swojej historii. Takie opowieści są warte wysłuchania[^2].
[^2]: Tak przynajmniej głosiła "Dezyderata" (nie, to nie jest hip-hopowy kawałek; "Dezyderata" to XX-wieczny poemat napisany przez Maxa Ehrmanna).
Nie zawsze.
Jednakże próba spojrzenia na świat z cudzej perspektywy ma w sobie szczyptę magii.
Nigdy nie wiedziałem co jest poezją;
Próbuję tylko wytłumaczyć parę spraw.
Wiem, że ból ma więcej imion niż jedno
I musisz go oswoić, kiedy zostajesz sam.
Dodatkowo, w żadnym innym gatunku nie spotkałem się z takim nagromadzeniem rymów. Zdaje się, że to rap upowszechnił rymy wielokrotne (w szczególności: podwójne), najczęściej oparte o asonansy. To w hip-hopowych tekstach widać tendencję do odcinania się od rymów gramatycznych (czy, w ogólności, rymów częstochowskich).
Nie próbuję być najlepszym sobą -- jestem nim.
Wszystko co zrobiłem do tej pory -- to jeszcze nic.
Spoko, kocie, mamy dziewięć żyć.
To ostatnie jest najlepsze i chcę ciebie w nim.
(Podpowiedź: w powyższym fragmencie ostatnie trzy samogłoski w każdym wersie są takie same, o ile utożsamimy brzmienie "y" z "i" oraz "ę" z "e".)
Do tego dochodzą gry słowne, nieraz oparte na homonimach.
Dokładnie jak matematyk. Piszę, bo mam tematy.
Robię szach i mat, bo mam te szachy i mam te maty.
Innym razem wymagające dodatkowo rozeznania w piłce nożnej.
Szybki powrót do początków, gdy Adam miał Ewę,
Bo w końcu Eden to Hazard, ale czy hazard to eden?
Podsumowując, polski rap w zdecydowanej większości to marny tekst w połączeniu z podkładem, który zrobił producent w dwa wieczory. Jednakże perełki, na które można trafić, wynagradzają poszukiwania. Szkoda tylko, że tych perełek jest jak na lekarstwo i często to nie są całe płyty czy utwory, ale raptem zwrotki czy nawet pojedyncze wersy.
(W tym momencie muszę przyznać, że obecnie moja styczność z polskim rapem wynika głównie z przyzwyczajenia. Innym sugeruję szukania szczęścia w gatunkach, którą oferują coś więcej.)
To co z tymi twórcami?
Czy w takim razie polski rap powinien zostać zapomnianym gatunkiem? Myślę, że nie. Każdy może tworzyć. Nawet uważam, że więcej osób powinno próbować swoich sił w sztuce, jakkolwiek by się ona nie objawiała. Zawsze z fascynacją sprawdzam twórczość moich znajomych. I zawsze dochodzę do wniosku, że zaniedbujemy -- jako społeczeństwo -- niszę, jaką jest twórczość dla samych siebie. Dla grona znajomych. Tak po prostu, żeby się sprawdzić w czymś nowym.
Twórczość, która się obroni wśród osób, które zna twórca. Wśród reszty świata nie musi.
Między innymi dlatego piszę tego bloga; między innymi dlatego okazjonalnie coś nagrywam.
Niech muzycy tworzą i udostępniają kolejne piosenki.
Ale słuchacze niech zaczną wymagać od profesjonalistów solidnych dzieł.
A zanim one powstaną niech sprawdzą, co potrafią znajomi.